mógł nic powiedzieć. trochę się... rozglądałam. W schowku pod łowiła ryby... czarująca. Piękna kobieta. No dobrze, Jorge zwrócił się do Kelsey, która wyglądała na Mimo upału Kelsey poczuła chłód. Zamknęła fantastycznym biustem. razem w wypadku samochodowym, zostawiając na stoliku szklankę. - Wyszła, ponieważ mnie lubi. Wyszła za mnie pytanie, lecz jak stwierdzenie. - Ty wiesz i ten twój przyjaciel z policji też facetem. Bez litości zapakowałby pijanego kierowcę - Przykro mi, ale nigdy nie wiem, jak długo będę prowadzić klub w - Dowiedziałaś się czegoś? - zapytała Cindy. - Czy ja co?
- To jakaś młoda Australijka - powiedział z ociąga¬niem. - Zatrudniłem ją przez agencję. Robiłem to w olbrzy¬mim pośpiechu, bo nagle okazało się, że nikt o niego nie dba. Pani matka wcale się nim nie zajmowała. - Panna Tamsin Dexter? - upewnił się. - To przecież absurd. - Popatrzyła na swoje dłonie, któ¬rych Mark wciąż nie wypuszczał ze swoich rąk. Od ciężkiej fizycznej pracy stały się szorstkie i zniszczone, widniały na nich dawne i świeże zadrapania. - Miałeś rację, dorośli są dziwni. Dzieci nie szukają szczęścia... I nie udają, że są kimś innym niż są rzeczywiście... Huff wypuścił z ust kłąb dymu. - Zamierzasz tracić swoje najlepsze lata na obrabianie cudzych żon? Może zamiast tego zaciągnąłbyś do łóżka swoją własną i zrobił jej dzieciaka? Chris potarł pięściami oczy, jakby go nagle zabolały. - Nie chcę o tym teraz rozmawiać. - Będziemy o tym rozmawiać wtedy, kiedy ja zechcę - odparł Huff. - Całymi tygodniami unikałeś rozmowy na temat Mary Beth. Chcę wiedzieć, o co chodzi. - W porządku. - Chris oparł głowę na fotelu i nabrał powietrza w płuca. - Mary Beth nie chce podpisać dokumentów rozwodowych. Beck konsultował się z najlepszym adwokatem od tych spraw w Nowym Orleanie. Gość faworyzuje mężczyzn, a nie ich chciwe, marudne ekspołowice. Jest twardy jak głaz. Przygotował dla mnie papiery. Beck wczytał się w każde słowo i jego zdaniem to najlepsza opcja dla mnie, jednocześnie wciąż bardzo korzystna dla Mary Beth. - Przestał bujać się na fotelu, pochylił się do przodu i przysunął twarz do twarzy Huffa. - Ale ona nie chce podpisać papierów. - W takim razie może jest nadzieja, że się pogodzicie. Chris roześmiał się krótko. - Mary Beth nie odmawia rozwodu dlatego, że chce zostać ze mną, tylko z pogardy. Nienawidzi mnie, ciebie, tego miasta i fabryki. Gardzi wszystkim, co jest z nami związane. - Diabła tam, chłopcze, to tylko kobieta. Kobieta. Przestań pieprzyć Lilę i pojedź do Meksyku. Uwiedź swoją żonę. Zrób, co trzeba. Kup jej kwiaty, biżuterię, nowy samochód, nawet nowe cycki, jeśli sobie ich zażyczy. Przekup ją podarunkami i romantyzmem. Upokórz się, jeśli będziesz musiał. Nie umrzesz od tego. Przeleć ją tyle razy, żeby zaszła w ciążę, a potem zamknij w domu aż do czasu, kiedy dzieciak się urodzi. Gdy go dostaniemy w swoje ręce, ogłosimy ją patologiczną matką i odeślemy bez grosza gdzie pieprz rośnie. - To się nie stanie, Huff - Chris potrząsnął głową. Podniósł rękę, powstrzymując Huffa przed protestem. - Nawet gdybym zdecydował się wciągnąć tę sukę z powrotem do łóżka, czego nie zamierzam zrobić, nawet jeśli ją przelecę, jak to romantycznie ująłeś, tysiąc razy, nic z tego nie będzie. - Nic z tego nie będzie? O czym ty, do cholery, mówisz? - Podwiązała sobie jajowody. Huff poczuł, jak jego ciśnienie skacze pod sufit. W ciągu kilku sekund zgaga rozpaliła mu żołądek żywym ogniem, od przepony do przełyku. - Ostatnim razem, kiedy próbowałem się z nią pogodzić, roześmiała mi się w twarz - ciągnął Chris. - Powiedziała, że wie, dlaczego to robię. Chcę załatać nasze małżeństwo tylko po to, by zapewnić tobie i sobie dziedzica. Spytała, czy uważam, że jest taka głupia? - Spojrzał na Huffa. - Powiedziała, że można ją posądzać o wiele rzeczy, ale na pewno nie o głupotę. Potem ostatecznie pogrzebała wszelkie moje nadzieje, oświadczając, że podwiązała sobie jajowody. Bo rzekomo tyła od pigułek antykoncepcyjnych. Faktycznie, jej tyłek zrobił się szeroki jak stodoła. Teraz nosi skąpe bikini, więc nie może sobie pozwolić na dodatkowe kilogramy i opuchliznę. To jej własne słowa. Dlatego poddała się zabiegowi i może do woli pieprzyć się ze swoim meksykańskim czyścicielem basenu, wrócić do mnie i stać się na powrót kochającą, oddaną żoną albo wstąpić do zakonu. Jednego jednak nie zrobi. Nie pocznie dziecka - westchnął. - To właśnie bałem się ci powiedzieć i szczerze mówiąc, cieszę się, że w końcu zrzuciłem z siebie ten ciężar. Rozważając niepomyślne wieści, Huff wypalił papierosa aż do filtra. Jego głupia i powierzchowna synowa, co było mianem zbyt szlachetnym dla tej kłamliwej dziwki, uczyniła się bezpłodną. W porządku. W takim razie Chrisowi zostało już tylko jedno: uzyskać rozwód i Mały Książę pochylił się nad Różą i zamknął oczy. nie będzie, prawda? Do tej pory broniłeś się przed miłością. Wolisz się do nikogo nie przywiązywać. Zmieniasz kobiety jak rękawiczki. Ale z Henrym jest inaczej. Jego nie możesz Mark już wiedział, czym ją przekona. Pieniędzmi. Z pewnością liczyła się z każdym groszem, więc nie po¬gardzi okrągłą sumką. Jej siostra wyszła za mąż dla pie¬niędzy, ich matka uwielbiała luksusy - to musiało być u nich rodzinne. Oczywiście, nie mógł zaproponować pie¬niędzy teraz, kiedy kipiała złością, bo cisnęłaby mu je w twarz. Poczeka, pokaże jej dziecko, uświadomi, ile ko¬sztuje odpowiednie wychowanie i staranne wykształcenie, a wtedy sama dojdzie do wniosku, że nie stać jej na za¬trzymanie siostrzeńca w Australii. - Rano już mnie tu nie będzie. Tammy spojrzała na przycisk dzwonka. czapką. - Co ty robisz, do cholery? - spytał. - Przyznaję, że to trochę teatralne, ale musiałam z tobą porozmawiać bez świadków. - Mam telefon i jak sądzę, opłaciłem za niego rachunek. - Mogłaby go odebrać Luce, która, jeśli się nie mylę, nie była zbyt zadowolona z widoku twojej dawnej dziewczyny na waszym podwórku. - Nie, nie była. - Wcale nie mam do niej o to pretensji. Na jej miejscu czułabym się tak samo. Przysięgam, Clark, że nie chcę skomplikować ci życia. Nie zrobiłabym niczego, co mogłoby rozbić wasze małżeństwo. Nie chcę wchodzić między ciebie, a twoją żonę. Jeśli mi nie wierzysz, to sobie pójdę. Przyglądał się przez chwilę twarzy Sayre. Wciąż była piękna, ale w jej oczach nie było nawet cienia dawnych uczuć do niego. Zawsze będą czuli do siebie sympatię z powodu gorzko-słodkich wspomnień lat licealnych, Ale ich szansa na wspólne życie dawno minęła, czy raczej zniweczył ją Huff. Teraz nic między nimi nie było i Clark wiedział, że Sayre jest szczera, gdy mówi, że nie zamierza wracać do minionych uczuć. - Wierzę ci, Sayre. - To dobrze. - Zatem o co chodzi? Słuchał jej przez całe pięć minut z rosnącym zdumieniem. Skończyła swoje wyjaśnienia pytaniem: - Zrobisz to? - Prosisz mnie o szpiegowanie ludzi, z którymi pracuję. - Ponieważ oni obserwują ciebie, Clark. - Przesunęła się na siedzeniu tak, żeby usiąść twarzą do niego. - Czy sądzisz, że Huff i Chris tak po prostu pozwolą na ten strajk? - spytała, pochylając się lekko do przodu. - Beck Merchant uważa, że szykuje się krwawa walka. Określił to jako wojnę. - Słyszałem plotki o Charlesie Nielsonie - odpowiedział Clark. - Podobno ma przysłać ludzi ze związków, żeby z nami porozmawiali. Zaplanowano już kilka tajnych spotkań. - Zatem pracownicy fabryki już o tym rozmawiają? - To niemal jedyny temat konwersacji - przyznał. - Możesz być pewien, że Huff ma wśród was szpiegów, którzy donoszą mu, co zostało powiedziane i przez kogo. - Wszyscy wiedzą, że Fred Decluette jest człowiekiem Huffa. Wstrząsnął nim wypadek Billy'ego. Byłem tam i wszystko widziałem. Nikt nie starał się bardziej niż Fred, żeby dowieźć Billy'ego do szpitala, zanim się wykrwawi. Kiedy jednak przyjdzie co do czego, trzeba pamiętać, że Fred ma sześcioro dzieci do wykarmienia i zapewnienia im edukacji. Będzie bronił przede wszystkim swoich interesów, nawet jeśli oznacza to całowanie dupy Huffowi. Inni postępują podobnie, ponieważ powszechnie wiadomo, że Huff nagradza tych, którzy wydają swoich prozwiązkowych kolegów. - Czy znasz nazwiska tych pozostałych? - Wiem o niektórych, ale nie o wszystkich. Fred jest najoczywistszym kandydatem, inni nie działają aż tak otwarcie. - Mógłbyś wyrównać wasze szanse, Clark. Wywęszyć, kim są konfidenci Huffa, i podać im fałszywe informacje. Jednocześnie spróbuj organizować ludzi, których jesteś pewien, żeby sprzeciwili się Huffowi w ostatecznej rozgrywce. Masz szansę wziąć udział w czymś dobrym, co Sayre obserwowała, jak porcja płynnego metalu wylewa się z wielkiej chochli do jednej z form. Była pod wrażeniem technologii, lecz jednocześnie przerażało ją niebezpieczeństwo, na które wystawieni byli operatorzy maszyn, pracujący tak blisko płynnego ognia i żaru oraz szybko poruszającej się linii produkcyjnej. - Co ten człowiek ma na rękach? - spytała, wskazując głową w kierunku jednego z pracowników. Beck zawahał się, zanim odpowiedział: - Taśmę przylepną. W ten sposób pogrubia rękawice, żeby nie poparzyć sobie rąk. - Dlaczego nie dacie im lepszych rękawic? - Bo są droższe - odparł szorstko i popchnął ją dalej, okrążając rozlaną na podłodze kałużę kipiącego metalu. Sayre spojrzała w górę i dostrzegła, że z jednej chochli wycieka stop. Mężczyzna jej doglądający stał na platformie bez żadnego zabezpieczenia. - Kiedy metal zastygnie wewnątrz form piaskowych, następuje coś, co nazywamy wytrząsaniem - kontynuował swą opowieść Beck. - Wibrująca taśma przesuwowa dosłownie otrząsa piasek z odlewu. Skinął w kierunku drzwi wyjściowych. Przytrzymując je dla Sayre, zakończył, jakby przemawiał do czwartoklasistki na wycieczce: - Po usunięciu formy rury są czyszczone i dokładnie sprawdzane. Przeprowadzamy badania metalurgiczne, testując jakość metalu i skład chemiczny. Wszystkie uszkodzone produkty są zawracane i ponownie przetapiane. To, co jest na początku bezużytecznym odpadem, opuszcza naszą odlewnię w ciężarówce jako rura o rozlicznych zastosowaniach. Jakieś pytania? Sayre ściągnęła okulary ochronne i kask, rozpuszczając zebrane pod nim włosy. - Ile tu jest stopni? - spytała, - Latem temperatura sięga pięćdziesięciu stopni Celsjusza. Zimą nie jest aż tak źle. Poprowadził ją w kierunku windy i nacisnął guzik. Już w środku oboje wpatrzyli się w wyświetlacz nad drzwiami. - Jedna z tych maszyn... - zaczęła Sayre. - Tak? - Miała wymalowany biały krzyż. Beck nadal wpatrywał się w pojawiające się na wyświetlaczu numery. Odpowiedź zajęła mu tyle czasu, że Sayre nieomal uznała, iż zamierza zignorować jej pytanie, - Zginął tam człowiek. Chciała zapytać o więcej, ale winda zatrzymała się na piętrze. Za drzwiami czekał już na nich Chris z rozbrajającym uśmiechem. - Witaj, Sayre. Wyglądasz zupełnie inaczej - powiedział, spoglądając na ubranie, które kupiła w sklepie na rynku, zanim tu przyszła. - Nie powiem, że korzystnie. Jak się udała wycieczka? - Bardzo pouczająca. - Cieszę się, że ci się podobało. - Nie powiedziałam tego. Zadzwoniła komórka Becka. - Przepraszam. - Odsunął się na bok, żeby odebrać telefon, - Nie widziałam na dole nic, co zaprzeczyłoby zarzutom o nieprzestrzeganie przepisów BHP, za które zostaliście ukarani. Co to za zapach? - spytała Sayre. - Pochodzi z piasku, Sayre - odparł Chris z przesadną cierpliwością. - Zawiera w sobie różne chemikalia, które pod wpływem temperatury zaczynają wydzielać zapach, potencjalnie nieprzyjemny. - Jak również potencjalnie niebezpieczny? - Nie pojadę do Broitenburga - oznajmiła rzeczowo. - Ciągle ktoś proponuje mi pracę, ale ja nie jestem zaintere¬sowana. - Nie zostanę tu ani dnia dłużej - oznajmiła stanowczo. - Nie mogę. - Wiem - przerwał jej szorstko. - Niczego nie oczekujesz, o nic nie prosisz. Przeciwnie, chcesz mnie obdarować. Ale ja nie przyjmę twojego daru, bo nie chcę niczego zniszczyć.
©2019 do-zwiazek.konskowola.pl - Split Template by One Page Love